Marsz Równości w Lublinie. Kto się sprawdził, a kto nie

Pył z odłamków płyt chodnikowych rzucanych przez „obrońców normalności” w Lublinie już trochę opadł, pora na parę refleksji. Zarówno banalnych, jak i trochę mniej banalnych
 
Sprawa banalna (jako że wielokrotnie dyskutowana), ale tym niemniej przykra. Od co najmniej dwóch lat pada różnie artykułowane pytanie, na co ze strony najsilniejszych obecnie partii opozycyjnych mogą liczyć pewne mniejszości, gdy już „pokonamy PiS”. Obawiam się, że zakaz marszu w Lublinie (odwołany dopiero w sądzie drugiej instancji) daje zupełnie jednoznaczną odpowiedź, gdyby ktoś się jeszcze łudził: mniejszości będą pierwszymi, których wyrzuci się za burtę, gdy pojawi się tak zwana konieczność polityczna (w tym przypadku: apetyczna możliwość przejęcia części wyborców prawicy od mało popularnego kandydata PiS na prezydenta Lublina). Do wyrzucenia razem z ich prawami obywatelskimi. Warto jeszcze zwrócić uwagę, że w tym przypadku chodziło o mniejszości LGBTQ, dość już akceptowane w Polsce (co jest ich ciężko wypracowanym dorobkiem ostatnich lat). A co będzie z kimś (na przykład nielubianymi imigrantami), kto nie może liczyć na taki odzew społeczny?
 
Pierwszy Marsz Równości w Lublinie
 
Marsz Równości w Lublinie
 
Inna kwestia, również banalna i równie przykra, to wyjątkowe nasilenie agresji fizycznej ze strony tzw. kontrmanifestantów. Nie zamierzam o to obwiniać prezydenta Żuka (na pewno nie było to działanie umyślne), ale można niestety domniemywać, że jego postawa, wraz z jawną zachętą ze strony wojewody Czarnka i części lubelskiego kleru ośmieliła środowiska nacjonalistyczne i kibolskie do stosowania przemocy. No właśnie, kibolskie. Nie tak często mamy do czynienia na demonstracjach z bandytami stadionowymi (przenikają się z nacjonalistami, ale bynajmniej nie są tożsami), a tam się zjawili, także spoza Lublina. I byli znacznie bardziej skłonni do agresji (także wobec policji), niż na ogół bywają nacjonalistyczni ekstremiści. Miejmy nadzieję, że był to przypadek odosobniony.
 

 
Teraz spostrzeżenie chyba mniej banalne, i w przeciwieństwie do poprzednich pozytywne – postawa lubelskich policjantów. Nie wiem, czy były na nich jakieś nieformalne naciski, by chronić marsz tak trochę mniej starannie (a ochrona, mimo dość nielicznych – dla warszawskiego oka – zaangażowanych w nią sił policyjnych, była nadzwyczaj staranna), ale jeśli były, to im nie ulegli. Co więcej, nie ulegli też bardzo wyraźnym i publicznym sugestiom ze strony Brudzińskiego („chuliganeria jednej i drugiej strony”) i Czarnka (mityczne „niemieckie lewackie bojówki”), by sprokurować jakichś zadymiarzy wśród uczestników Marszu Równości, aby choć trochę zatrzeć bardzo niekorzystne wrażenie (eufemistycznie ujmując), jakie na przeciętnym obywatelu musiały zrobić bandyckie zachowania „obrońców normalności”.

Wiemy, że nie zawsze tak jest… Że można było postawić kompletnie bezpodstawne zarzuty choćby po blokadzie marszu Szturmu 1 maja w Warszawie, by na ławie oskarżonych zasiedli razem neonaziści i uczestnik ruchu Obywatele RP. Że można kobietę z podpalonymi racą włosami oskarżyć o to, że „prowokowała” (oskarżyciel posiłkowy ze strony policji na ostatnim procesie o blokadę 11 listopada 2017 we Wrocławiu). Tym bardziej wzbudza szacunek, że w Lublinie żadnych takich prób nie było. Nie było też rozmydlania prawdy przez komendanta czy rzecznika.

Miejmy nadzieję, że jest to początek trwałego trendu.

Magdalena Pecul – Kudelska

fot. Iwona Wyszogrodzka
 
[sc name=”wesprzyj” naglowek=” Walczymy z mową nienawiści! Jeżeli nas popierasz, dołącz do nas albo nas wesprzyj!” tresc=” Twoja pomoc pozwoli nam dalej działać! „]
 

3 komentarze do “Marsz Równości w Lublinie. Kto się sprawdził, a kto nie

  • 18 października, 2018 o 14:32
    Bezpośredni odnośnik

    Dzięki Magdo. Nie było mnie na miejscu, ale z tego co oglądałam, czytałam i słyszałam to podzielam Twoją analizę.
    Do Warszawy są zwożone oddziały policji z całej Polski. Niektóre jednostki kiedyś odmawiały, jak jest teraz? Nie wiem. Natomiast może być tak, że gdy zajmują się zabezpieczeniem w swoim mieście to bardziej skłonni są pokazać centrali „dziób pingwina” czy coś 🙂
    Tak, cieszyły mnie te otwarte, publiczne informacje lubelskiej policji, które nie wdając się w polemikę czy sprostowania po prostu podawały rzetelną, suchą informację, zgodną z policyjną nomenklaturą.

    Odpowiedz
  • 18 października, 2018 o 14:55
    Bezpośredni odnośnik

    Marsze Równości w Warszawie, to już od lat „normalka”. Dobrze, że zaczęły chodzić także w innych miastach. Bardzo cieszy, że wspomagamy się wzajemnie obecnością. W Lublinie także byli „przyjezdni”. Także od Obywateli RP. To piękna obywatelska solidarność i współdziałanie. Jestem przekonany, że żaden przyszły prezydent Lublina nie zakaże więcej Marszu Równości. Jeśli będzie cokolwiek ogarnięty, to musi dojść do wniosku, że umizgiwanie się do kibolskiego elektoratu jest kiepskim interesem.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *