Kaczyński długo się wahał, ale z Morawieckim popełnił strategiczny błąd

Przeprowadzając rekonstrukcję w stylu kolumbijskiej telenoweli i dotkliwie upokarzając Beatę Szydło, ukochaną przez twardy pisowski elektorat i doły partyjne, Kaczyński pokazał, że czuje się już całkowicie pewnie w roli dyspozytora mocy. Wzmacnia to przekonanie wybór premiera

Morawiecki nic nie ma wspólnego z pisowską średnią, wywodzi się z całkiem innego zakonu – „Solidarności Walczącej” – i na dłuższą metę okaże się niesterowalny – bardziej będzie liczył się z rodzonym ojcem niż z chrzestnym, pomimo pracowitego stwarzania pozorów.

Partia sfrustrowana i rozczarowana, nominat niepewny i niesprawdzony w żadnej poważnej próbie, zdołowana „frakcja tapirów” (Kempa, Witek i koleżanki), mocno podrażnieni w rozbuchanych ambicjach Ziobro, Kamiński i Macierewicz – wszystko to pokazuje ogromną determinację naczelnika i ilustruje jego zamiłowanie do politycznego hazardu.

Elitarny bankster z Solidarności Walczącej

Komentatorzy zwracają uwagę na banksterską, liberalną i elitarną stronę nowego premiera: słusznie, to bez wątpienia drażni i poniża partyjnych „normalsów” z Nowogrodzkiej, nie mówiąc już o ludzie smoleńskim czy klubach Gazety Polskiej. Swoją wściekłość dobitnie i bezpośrednio zdążył już wyrazić Piotr Duda w imieniu „Solidarności”. To jednak typowe dla naczelnika: stawia na człowieka kompletnie pozbawionego zaplecza, który w pierwszej fazie będzie wisiał wyłącznie na poparciu Nowogrodzkiej. Paradoksalnie już Szydło była znacznie silniej umocowana w partii i elektoracie. Jednak to w sporej części tylko złudzenie, za które Kaczyński może jeszcze słono zapłacić.

To nieistotne, że młody Morawiecki ma poglądy znacznie bardziej liberalne od pisowskiej średniej, okulary i pięknie skrojone garnitury – istotne jest to, z jakiego środowiska ideowego się wywodzi i wobec kogo odczuwa prawdziwą lojalność. To syn Kornela, który prowadził walkę z komuną (fakt, że momentami szaloną i na granicy absurdu) przez kilkadziesiąt lat, niezłomnie i bez żadnych kompromisów. Kaczyński, który 13 grudnia spał do południa, nigdy nie będzie dla niego autentycznym autorytetem, jakim jest dla swoich wyznawców, rewolucjonistów i niepodległościowców spóźnionych o pokolenie, którzy przyszli na gotowe i robią srogie miny po czasie. To zupełnie inna szkoła i inna liga.

Kaczyński dla Mateusza nie będzie szamanem

W sensie psychologicznym naczelnik działa na swoje stadko jak szaman. Na premiera wybrał jedyną osobę w swoim otoczeniu, która na jego szamańskie sztuczki jest całkowicie odporna. Nie jestem przekonany, czy w pełni świadomie. Mógł zachłysnąć się powodzeniem ostatnich dwóch lat i głęboką słabością opozycji. Musi go setnie bawić źle skrywana wściekłość Ziobry czy Macierewicza, ale to igranie z ogniem: Morawiecki to klasyczny długodystansowiec, który się okopie, przetrzyma kryzysy, dogada z prezydentem, wreszcie obsadzi swoimi wszystkie naprawdę strategiczne pozycje. Z najwyższą przyjemnością obejrzę próbę jego aksamitnego odwołania; oj połamie sobie na nim zęby żoliborski demiurg, który przywykł do słabości i ślepego posłuszeństwa.
 


Popierasz nasze działania? Wpłać darowiznę!

 

Motywacje Kaczyńskiego zawsze pozostają w głębokim cieniu, ale trzy czynniki wydają się decydujące: głęboki niesmak co do intelektualnych kwalifikacji Beaty Szydło, potrzeba załagodzenia konfliktu z Brukselą i polityczna izolacja Mateusza. Naczelnik jednak nie wie, w co wdepnął – jego własne polityczne szaleństwo, tak atrakcyjne i seksowne dla akolitów, to pikuś przy szaleństwie Kornela Morawieckiego. Ten dopiero myśli – zawsze tak było – całkowicie odrębnie i bez najmniejszego związku z niczym i z nikim. Przekonanie wodza, że to starszy, nieszkodliwy pan po przejściach wydaje się w stu procentach racjonalne, ale nie o racjonalność tu chodzi. Mateusz nie po to zostawiał prezesurę polskiego Santandera, aby się komukolwiek kornie podporządkować. Zrobił to, bo wziął w nim górę gen ojca i jego staro-nowej organizacji.

Nie było wyboru, bo wszyscy myślący zostali wcześniej wycięci

Dlaczego to musiał być Morawiecki? Tak naprawdę z przyczyny najpewniejszej z możliwych, bo kompletnego braku wyboru. Skoro naczelnik starannie – tak jak wcześniej Tusk ze Schetyną – wyczyścił partię ze wszelkich osób myślących samodzielnie i kreatywnych (Dorn, Ujazdowski, Kowal et consortes), to stanął wreszcie wobec diabelskiej alternatywy: albo on osobiście, w kieracie premierowskich obowiązków od rana do późnego wieczora – w wielkiej części reprezentacyjnych i protokolarnych – albo młody Morawiecki. Z całą pewnością nie była to łatwa decyzja. Aparat i twardy elektorat PiSu nigdy szczerze i do końca nie zaakceptuje bankstera zatrudnionego przez międzynarodowy kapitał, który zarobił 20 milionów wciskając ludziom frankowe kredyty, podczas gdy oni – pisowscy bohaterowie – walczyli o solidarną i prawdziwą Polskę. Teraz oddawać konfitury obcemu – o niedoczekanie wasze! Szydło z broszką i z Brzeszcz to była krew z krwi, kość z kości, ich najprawdziwsza przedstawicielska. Taki wyelegantowany hipster jest całkowicie obcy i jako wieloletni doradca Tuska obcym pozostanie.

Naczelnik borykał się też – zobaczmy, przecież trwała ta walka z własnymi myślami dwa miesiące z okładem – z własną wrodzoną paranoją i podejrzliwością. Przecież Mateusz Morawiecki to nieodrodne dziecko Kornela, dziecko Solidarności Walczącej, która już po transformacji wyhodowała (nie było w tym grama przypadku) dwóch prezesów wielkich banków: Zbigniewa Jagiełłę z PKO BP i samego Mateusza Morawieckiego z WBK BZ, później wykupionego przez Santandera. Kaczyński powinien osobiście przestudiować proces bezwzględnego i podstępnego rugowania przez Morawieckiego Jacka Ksenia, poprzedniego prezesa i twórcy potęgi WBK. Dodatkowo warto precyzyjnie przeanalizować stopień opanowania przez ludzi Solidarność Walczącej KGHM i jej bogatych spółek zależnych w każdej chwili, która otwierała po temu możliwość. To bardzo ciekawy casus!

Jeśli jednak naczelnik przestudiował ten problem i się nie boi, bądź nie wyciągnął z tego wniosków, zapłaci za to szybciej niż myśli. Morawiecki jest wyrachowany i przebiegły. Nadto, co najważniejsze i kluczowe, z pewnością nie widzi w Kaczyńskim żadnego autorytetu. Gdy jego ojciec się ukrywał, a ubecy wywozili nastoletniego Mateusza do lasu, każąc mu kopać sobie grób i strasząc załadowanym naganem, naczelnik siedział wygodnie na Żoliborzu i popijał herbatkę, podpieszczając kota. – Trzynastego grudnia spałeś do południa – ta fraza zabija możliwość autentycznego szacunku kogokolwiek z SW do Jarosława.

Kaczyński nie cenił Szydło za jej prowincjonalizm. Nieustająco dawał temu wyraz w rozmowach z zausznikami, ciężko to przeżywał i głęboko życzył sobie jakościowej zmiany. Ponieważ nie znosił jakiegokolwiek sprzeciwu, nikt własny i zaufany mu nie pozostał. Dlatego po bólach i rozterkach wybrał, jak wybrał. Teraz za to zapłaci, a opozycja powinna wychwalać Mateusza pod niebiosa i demonstracyjnie pokazywać, że to jest swój chłop z liberalnej paczki, wychowanek i pieszczoch żydowskiego kapitału, który już niebawem – w zgodzie z doktryną niezadłużania się – podniesie znacząco podatki. Tak jak uczyniłby na jego miejscu każdy inny zdrowo myślący bankier.

Chodzi o budowanie układu oligarchicznego

Za ryzykowną decyzją Kaczyńskiego stać może również głębsza refleksja o utrwaleniu władzy PiSu poprzez zbudowanie finansowego zaplecza z prawdziwego zdarzenia. Antyelitarni i ludowi w gębie, chcą oni zbudować potężny układ oligarchiczno-klientelistyczny na wzór Moskwy, Budapesztu i Ankary. Żadną miarą nie mogła tego zrobić Beata Szydło. W końcu jeśli korumpować politycznie i przeciągać na stronę nowej władzy elity biznesowo-finansowe, to trzeba mieć zawodnika, który będzie dla nich wiarygodny i będzie mówił tym samym językiem. Ta misja nowego premiera wydaje się znacznie ważniejsza i bardziej długofalowa niż łagodzenie konfliktu z Brukselą. Eurokracja straciła już jakiekolwiek złudzenia wobec PiSu i żaden władający przyzwoitą angielszczyzną figurant jej nie oszuka. Nawet jeśli obieca tak horrendalne ustępstwo, jak respektowanie przez polski rząd wyroków Trybunału Sprawiedliwości w sprawie Puszczy Białowieskiej.

Jarosław Kaczyński uczynił ten krok w sporej części z nudów. Jego natura nie znosi politycznego bajora, potrzebuje konfliktu i nowych wyzwań. Trzymam kciuki za premiera Mateusza, żeby ich prezesowi dostarczył w pełnej rozciągłości.

11 komentarzy do “Kaczyński długo się wahał, ale z Morawieckim popełnił strategiczny błąd

  • 16 grudnia, 2017 o 18:29
    Bezpośredni odnośnik

    Nie znam osobiście pana Mateusza, ale też mam przeczucie, że z czasem – i przy sprzyjających okolicznościach, na przykład strategicznego sojusz z prezydentem – Kaczyński może mieć kłopoty z bezwzględnym realizowaniem swej woli. Z drugiej strony trzyma wszystkie karty w ręku i zawsze może na Morawieckiego napuścić Kamińskiego z Ziobrą, nie mówiąc już o Macierewiczu.

    Odpowiedz
  • 16 grudnia, 2017 o 20:06
    Bezpośredni odnośnik

    Pan Mateusz posłuży PiSowi do ulokowania poważnych aktywów zagranicą. W końcu poważniejsi członkowie junty przeniosą się do Chile, czy na Kajmany, a w każdym razie zadbają o takie wyjście awaryjne, plan B.

    Odpowiedz
  • 17 grudnia, 2017 o 08:20
    Bezpośredni odnośnik

    To zabawne, że pomyślałem dokładnie o tym samym. Bankier na czele rządu to z jednej strony demonstrowanie pewności siebie, pokazanie, że czas oszukiwania narodu przaśną Bełatą dobiegł końca. Ale dużo ważniejsze wydaje się budowanie swojej oligarchii i – w razie jakiegoś nieszczęścia – dobrego planu B.

    Odpowiedz
  • 17 grudnia, 2017 o 11:06
    Bezpośredni odnośnik

    Z tym planem B to jednak myślenie mocno spiskowe i na duży wyrost. Kaczor władzy oddać przed śmiercią nie zamierza (sfałszowanie wyborów, nawet użycie ograniczonej siły), natomiast nie sądzę, żeby zajmował sobie głowę planami ucieczki do Chile czy Argentyny, jak dr Mengele. To raczej nasze myślenie życzeniowe.

    Odpowiedz
  • 18 grudnia, 2017 o 09:22
    Bezpośredni odnośnik

    Znam dobrze i szanuję Mateusza Morawieckiego. Argumenty, że to człowiek charakterny i pistolet przyjmuję jako prawdziwe, ale niestety nie w kontekście przyjęcia funkcji premiera z rąk prezesa. W tym układzie robi za marionetkę z oczywistych przyczyn strukturalnych i w każdej chwili może być wymieniony i zastąpiony innym trybikiem. Taka jest przaśna pisowska rzeczywistość i żadne cechy delikwenta niczego tu nie zmienią – vide trzeci bliźniak, Ludwik Dorn.

    Odpowiedz
  • 18 grudnia, 2017 o 09:31
    Bezpośredni odnośnik

    Pełna zgoda Grzegorzu, jednak władza premiera – szczególnie dłużej sprawowana – daje w Polsce ogromne możliwości, jeśli ma się łeb na karku, jaja i realizuje się konsekwentnie wytyczony plan.

    Odpowiedz
  • 18 grudnia, 2017 o 16:30
    Bezpośredni odnośnik

    Pierwszą jaskółką będzie upublicznienie nagrań MM u Sowy, które do tej pory nie ujrzały światła dziennego. Trzymam kciuki!

    Odpowiedz
  • 18 grudnia, 2017 o 19:39
    Bezpośredni odnośnik

    Mają je Ulu Rosjanie i niektórzy nasi chłopcy od Kamińskiego. Kaczor też to wziął naturalnie pod uwagę!

    Odpowiedz
  • 19 grudnia, 2017 o 00:45
    Bezpośredni odnośnik

    Ciekawy ruch ze strony naczelnika państwa. Nowy pan premier zapewne ma liczne koneksje w rajach podatkowych np., na Kajmanach i będzie wiedział jak rozmnożyć pieniążki z licznych jeszcze nie padniętych Skoków. Zobaczymy co będzie miał do powiedzenia jak przyjdzie spowolnienie gospodarcze, jakich użyje trików by mieć kasę na ten cały pisowski socjal. Doprawdy czeka na na żywo (live) telenowela brazylijska „W kamiennym kręgu”.

    Odpowiedz
  • 20 grudnia, 2017 o 11:05
    Bezpośredni odnośnik

    Antoni albo będzie usunięty w styczniu, w co bardzo wątpię, albo prędzej czy później pójdzie z Mateuszem na wojnę.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *