Czy pierwszym oskarżonym z art. 55a zmienionej ustawy o IPN powinien być Mateusz Morawiecki?

Mateusz Morawiecki nie jest zwykłym obywatelem. Jest Prezesem Rady Ministrów RP i przełożonym (zwierzchnikiem służbowym) wszystkich urzędników administracji rządowej. I tych z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, i tych z Ministerstwa Edukacji Narodowej i tych z resortu nauki
 
Czy jego interpretacje historyczne wypowiedziane oficjalnie na międzynarodowej konferencji, na której występował jako Premier, nie powinny być wiążące dla podwładnych tak długo jak ich nie odwoła?

Słów o „żydowskich sprawcach”, które na całym świecie zostały odebrane jako próba skierowania odpowiedzialności za Holocaust także na Żydów, nie odwołał do tej pory. Pomimo okazji do tego, chociażby w trakcie obchodów rocznicy Marca’86, ani na prośbę własnego ojca.

Czy jeżeli podtrzymuje je nadal, to nie powinien odpowiadać z art. 55a ustawy o IPN?

 

 

Przypomnijmy: Mateusz Morawiecki występując na konferencji w Monachium, w dniu 17 lutego 2018 roku, odpowiadając na pytanie dziennikarza „New York Times’a”, Ronen Bergman’a stwierdził m.in.: „nie będzie to postrzegane jako działalność przestępcza, jeśli ktoś powie, że byli polscy zbrodniarze. Tak jak byli żydowscy zbrodniarze, tak jak byli rosyjscy zbrodniarze, czy ukraińscy – nie tylko niemieccy.”

Tymczasem w art. 55a ust. 1 właśnie zmienionej (od 1 marca) ustawy o IPN możemy przeczytać, że przestępstwem jest także działanie polegające na „rażącym pomniejszaniu odpowiedzialności rzeczywistych sprawców tych zbrodni”. Matusz Morawiecki w jednym lub dwóch sąsiednich zdaniach (zależnie od sposobu tłumaczenia z angielskiego) wymienił, jednym tchem: „polskich zbrodniarzy, żydowskich zbrodniarzy, rosyjskich zbrodniarzy, ukraińskich zbrodniarzy i niemieckich zbrodniarzy”, nie wskazując żadnego wyraźnego rozróżnienia pomiędzy rzeczywistą odpowiedzialnością przedstawicieli wskazanych przez Mateusza Morawieckiego narodów.

Wypowiedź ta została zinterpretowana przez większość komentujących ją mediów z całego świata właśnie jako umniejszanie odpowiedzialności rzeczywistych sprawców zbrodni. W szczególności umniejszanie odpowiedzialności sprawców narodowości polskiej, którzy jakkolwiek nie byli głównymi odpowiedzialnymi za zbrodnię Holocaustu, to jednak w znacznej liczbie, w zbrodniach przeciwko Żydom, w czasie II wojny światowej uczestniczyli.

Trudno sobie wyobrazić większą szkodę jaką można wyrządzić polskiej reputacji takim jednym zdaniem. Komentarze o fałszowaniu przez Polaków historii, czy w ogóle o polskim antysemityzmie zamieściły wszystkie z najbardziej opiniotwórczych mediów na świecie. Kiedy do dowolnej  wyszukiwarki internetowej wpisuje się słowa „Morawiecki” i „Jewish perpetrators” wyskakuje od 30 do 60 tysięcy linków do artykułów i komentarzy. W przeważającej większości bardzo Polsce nieprzychylnych.
 

 

Zestawienie w jednym lub dwóch zdaniach, bez wyraźnego rozróżnienia, przedstawicieli narodów polskiego i żydowskiego jako sprawców zbrodni związanych z Holocaustem jest oczywistym „rażącym pomniejszaniem odpowiedzialności rzeczywistych sprawców tych zbrodni”. Niewątpliwie wśród zbrodniarzy znajdowali się przedstawiciele zarówno narodu polskiego jak i żydowskiego. Niemniej jednak ich odpowiedzialność różni się w sposób fundamentalny. Według badań historyków, w popełnianiu zbrodni na osobach narodowości żydowskiej (w większości zarazem obywatelach polskich) uczestniczyło nawet kilkaset tysięcy Polaków. W tym samym okresie, w Polsce, członkami tzw. policji żydowskiej (Żydowskiej Służby Porządkowej – Jüdischer Ordnungsdienst), i członkami rad żydowskich odpowiedzialnych za administrowanie gettami (Judenratów), najczęściej wskazywanymi jako dopuszczający się zbrodni na współobywatelach narodowości żydowskiej, było najwyżej kilka tysięcy osób. Czyli według nieskomplikowanych obliczeń, od stu do kilkuset razy mniej niż „szmalcowników”.

Sytuacja członków policji żydowskiej i członków Judenratów była diametralnie inna niż, popełniających zbrodnie przeciwko Żydom, osób narodowości polskiej. Za niewykonywanie poleceń groziła im kara  śmierci. Nawet najbardziej stanowczo oceniający postępowanie policji żydowskiej i Judenratów świadkowie (cytowani chętnie przez komentatorów starających się wykazać że współodpowiedzialność Polaków za Holocaust była nieistotna) przyznają:„Każdego dnia, by uratować własną skórę, każdy policjant żydowski przyprowadzał siedem osób, by je poświęcić na ołtarzu eksterminacji” (Baruch Goldstein). „Syn przewodniczącego Judenratu jednego z gett został skazany przez Niemców na śmierć. Przyprowadził go na egzekucję jego ojciec. On miał go powiesić w ciągu kilku minut. Gdyby tego nie uczynił, miał sam zostać powieszony” (Klara Mirska).

Należy zauważyć dodatkowo, że także członkowie policji żydowskiej, jak i Judenratów, byli – w przeciwieństwie do polskich zbrodniarzy – w przeważającej, przytłaczającej większości również ofiarami Holocaustu (tak jak często wskazywany jako szczególnie okrutny, przewodniczący Judenratu w Łodzi Chaim Rumkowski, który po likwidacji getta został zamordowany w Oświęcimiu).

Zbrodniarze narodowości polskiej, w większości takiego ryzyka nie ponosili. Szmalcownicy, jeżeli ponosili jakąś karę ze strony Niemców, to za to, że zanim wydali swoje ofiary, pozbawiali je wszystkiego co miało jakąkolwiek wartość. Sprawcy anonimowych zabójstw i zwykli donosiciele przeważnie żadnej odpowiedzialności nie ponosili i nie ponieśli.

Porównywanie więc „żydowskiej odpowiedzialności” i „polskiej odpowiedzialności”, bez jakiegokolwiek popartego badaniami historycznymi komentarza, biorąc pod uwagę zarówno skalę popełnionych zbrodni i nieporównywalną opresyjność działań okupanta wobec tych dwóch narodów, jest „rażącym pomniejszaniem odpowiedzialności rzeczywistych sprawców zbrodni”.

Zarazem zestawianie w tym samym ciągu słów, bez właściwego komentarza, „polskich sprawców” i „niemieckich sprawców” jest z kolei rażącym pomniejszeniem odpowiedzialności rzeczywistych sprawców zbrodni, którymi byli przede wszystkim Niemcy. Wydaje się to tak oczywiste, że za bezcelowe uważam szczegółowe uzasadnienie tego twierdzenia.

Wypowiedź Matusza Morawieckiego miała miejsce dnia 17 lutego 2018 roku, a więc przed wejściem w życie poprawek do ustawy z dnia 18 grudnia 1998 roku o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, w szczególności art. 55a tejże ustawy, który wszedł w życie 1 marca 2018 roku.
 

 
Nie umniejsza to jednak odpowiedzialności wypowiadającego te poglądy. Po pierwsze dlatego, że wypowiedziane słowa były komentarzem do niedługo wcześniej uchwalonej ustawy penalizującej „nieprawomyślne” wypowiedzi. Tak więc, mówiąc te słowa, Mateusz Morawiecki był w pełni świadomy, że dopuszcza się relatywizacji odpowiedzialności, w świetle ustawy, która według deklaracji posłów i senatorów ją uchwalających, miała do podobnych relatywizacji nie dopuszczać.

Po drugie dlatego, że Matusz Morawiecki nigdy się z tej wypowiedzi nie wycofał, ani osób tą wypowiedzią oburzonych nie przeprosił. Wręcz przeciwnie – jak informują media – podtrzymał ją w rozmowie z jednym z najbardziej oburzonych – premierem Izraela.

 

 
Po trzecie, Kornel Morawiecki – ojciec Matusza Morawieckiego, przyznał w rozmowie z „Radiem Z” 7 marca, że przekonywał Prezesa Rady Ministrów do przeproszenia za wypowiedziane słowa, czego Matusz Morawiecki dotychczas nie zrobił. Z kolei według mediów anglojęzycznych, nawiązujących do wypowiedzi Prezesa Rady Ministrów RP w Monachium, między innymi podczas relacjonowania obchodów rocznicy Marca’68, Mateusz Morawiecki w sposób niejasny odnosił się do całokształtu relacji polsko-żydowskich, co sugeruje, że podtrzymuje (także po 1 marca 2018 roku) wygłoszone 17 lutego 2018 roku zdania.

Jestem głęboko przeciwny pomysłom, których celem jest karanie za wyrażanie poglądów dotyczących kwestii historycznych (z wyjątkiem może takich które ujawniają przypadki nienawiści rasowej). Ale skoro już takie przepisy weszły do porządku prawnego, to może zamiast ścigać argentyńskich dziennikarzy, którzy prawdopodobnie przez pomyłkę zamieścili „niewłaściwe” zdjęcie, może lepiej zainteresować się tym co wygaduje przełożony polskiej administracji rządowej. I zamiast organizować za pieniądze podatnika, wycieczki dla prawników i „społeczników” do Argentyny, wyegzekwować obowiązek stosowania prawa od premiera, który najwyraźniej podtrzymuje swoje stanowisko. Będąc nieświadom tego, że popełnia przestępstwo, stwarza ryzyko, że podobne słowa będzie publicznie powtarzał. Czym doprowadzi reputację Polski do całkowitej ruiny.

Piotr Niemczyk

Foto.: Flickr

2 komentarze do “Czy pierwszym oskarżonym z art. 55a zmienionej ustawy o IPN powinien być Mateusz Morawiecki?

  • 16 marca, 2018 o 14:25
    Bezpośredni odnośnik

    Niech nasz krzywousty bankster Mateuszek pokaże swoje pieniądze, zarobione na ofiarach frankowych oraz pozostałych kredytów wciskanych rodakom w bezwzględny i chamski – bo korporacyjny – sposób. Niech się nie kryje za rozdzielnością z Bogu ducha winną małżonką bez kumacji, bo to samo robi każdy złodziej w Azerbejdżanie i Ameryce Płd. i ogólnie każdy tani frajer – a przy okazji nieodmiennie kombinator. Wstydź się Kornelu: Ty w miarę porządny wśród pisowskiej hołoty nie bądź dłużej idiotą. Twój wiek przyjacielu nie stanowi niestety usprawiedliwienia.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *