W oparach absurdu 93. miesięcznicy smoleńskiej

Jeśli ktoś liczył, że nowy minister spraw wewnętrznych Joachim Brudziński na początek swojej pracy ograniczy bizantyjską, irracjonalną ochronę policji podczas miesięcznic smoleńskich, może czuć się rozczarowany. Nie było chyba jednak wielu takich
 
Jak co miesiąc o godz. 20 spod Katedry wyruszył pod Pałac Prezydencki najdziwaczniejszy korowód, jaki może oglądać współczesna Europa. I jak co miesiąc, te kilkaset osób szło z Bogiem na ustach, środkiem ulicy, w wąwozie tworzonym przez stalowe barierki i nie mniej zimne szeregi policjantów. Jak co miesiąc wśród idących był prezes partii rządzącej, jego wierni konfratrzy, kilku księży, rzesze członków klubów „Gazety Polskiej” z transparentami o tak absurdalnej treści, że aż sprawiającej wrażenie żartu, np. „Jesteś wielki” i zdjęcie Jarosława K.

Że mamy do czynienia z oparami absurdu świadczył też fakt, że w tłumie szedł król w gronostajowym płaszczu, kilku staruszków przebranych za rycerzy oraz ludzie ze specjalnymi zasłonami, które mają oddzielać Jarosława K. od świata, by przypadkiem nie zobaczył, że ktoś ma inne zdanie niż on.
 

 
Po drugiej stronie, jak co miesiąc, stanęła grupka Obywateli RP z różami w dłoniach i transparentami wzywającymi do obrony Konstytucji. Było też kilkudziesięciu innych przeciwników tzw. „dobrej zmiany”.

Po raz pierwszy od miesięcy nie było żadnych przemów, protestujący nie uruchomili też głośnika, choć ochraniana przez kilkadziesiąt osób kolumna wystawała ponad głowami jak straszak. I to wokół niej zbierali się policjanci, jakby główne zadanie, jakie otrzymali, to zdobyć ten głośnik i złożyć go jako votum na ołtarzu smoleńskiej religii. Głośnik nie odezwał się i policjanci też nie zadziałali.

Być może wszystko dlatego, że każda ze stron jest już zmęczona tym cyrkiem. Maszerujący już 93. raz smoleńscy, ściągnięci z Polski policjanci i demonstranci, którzy z determinacją stają co miesiąc jako wyrzut sumienia.

Jak co miesiąc smoleńska impreza skończyła się pod Pałacem kuriozalnym przemówieniem Jarosława K, który po raz kolejny zapowiedział koniec demonstracji i apelował do wyborców, by wierzyli w to, co robi dekapitując kilku ministrów i stawiając na czele premiera Morawieckiego.
 

 

 

Demonstranci odepchnięci jeszcze o kilka metrów w stronę bram Uniwersytetu Warszawskiego, odgrodzeni policyjnymi autami i szeregami policji, jak co miesiąc krzyczeli „demokracja i konstytucja”.
Około 21.30 całość skończyła się, a grupka demonstrantów poszła pod Sejm wspierać kobiety walczące o zgodę na pierwsze czytanie ustawy aborcyjnej.

fot. Paweł Bultrowicz, Michał Szymanderski-Pastryk

Zobacz też:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *