11 listopada – pokój według faszystów

Staliśmy na trasie dorocznego marszu narodowców grupą 45 osób. Miejscem protestu było Rondo De Gaulle’a. Celem było wykazanie, że Marsz Niepodległości jest jawnym propagowaniem faszyzmu, że cała jego treść i cała forma są jednym wielkim przestępstwem. I choć Błaszak oraz współpracująca z bojówkami ONR policja zrobili wszystko, by odizolować i zmarginalizować nasz protest, a także by udaremnić próby ujawnienia bandytyzmu szerzącego się w Święto Niepodległości w samym centrum Warszawy, ów pochód kilkudziesięciu tysięcy ludzi nie da się opisać inaczej, jak tylko właśnie jako bandycki.

 

Nie ma niewinnych

Wielokrotnie powtarzano tezę, która wydaje się na pierwszy rzut oka prawdopodobna. W takim tłumie ludzi, w pochodzie, w którym nierzadko idą matki z dziećmi na rękach, nie da się podobno opisać uczestników jedną kategorią. Otóż da się.

Powody są z grubsza trzy. Pierwszy wiąże się z tym, co wielokrotnie sam słyszałem od wielu osób, w tym takich, które skądinąd szanuję. „Byłam na Marszu Niepodległości wielokrotnie” – brzmi typowy komunikat tego rodzaju – „moi synowie zawsze tam chodzą. Nikt z nas nie jest ani bandytą, ani faszystą, a te określenia nas obrażają. Nikt z nas nie widział wkoło siebie niczego, co mogło być przestępstwem. Dopiero potem w telewizji widzieliśmy sceny, które podobno rozegrały się w miejscach, w których byliśmy.”

Cóż, należy przypomnieć, że również Niemcy w sporej większości nie mieli bladego pojęcia, na czym polegała koszmarna codzienność faszystowskiej rzeczywistości. O wszystkim mieli się dowiedzieć dopiero po fakcie.

„Nie jestem faszystą. Co złego jest w haśle ‘Polska dla Polaków’? A niby dla kogo ma być? Dla Eskimosów?” – to drugi z typowych komunikatów. I drugi powód, dla którego nie ma jak udawać niewiniątka, kiedy się coś takiego wykrzykuje – zwłaszcza na tym marszu. Po co wrzeszczeć o sobie Polak, skoro to tak oczywiste? Jaki cel mają te wrzaski poza wskazaniem, że inni Polakami nie są?

Nie wszyscy rzucali w nas flaszkami, racami i petardami. Nie wszyscy wywrzaskiwali te potworne bluzgi, które słychać zawsze, kiedy się w jednym miejscu zbierze grupa narodowców. Nie wrzeszczeli więc np. ci, którzy akurat pociągali z gwinta. Nie rzucali racami ci, którzy trzymali na rękach dzieci. Staliśmy tam tym razem od początku do końca. Patrząc i rejestrując uczestników marszu od pierwszego do ostatniego. Race i bluzgi leciały w naszą stronę przez cały czas. Nie dało się iść w takim miejscu pochodu, żeby tego nie widzieć i nie słyszeć. Zresztą na całej długości pochodu widzieliśmy również rodziców z małymi dziećmi. Każdy pojedynczy człowiek, który w tym pochodzie szedł, uczestniczył w odrażającym spektaklu przemocy i nienawiści. Wszyscy z 70 tysięcy uczestników. Niech nikt nie ma złudzeń.

Policja, prawo i bezpieczeństwo

Nasza demonstracja była legalnie zgłoszona. Była niezakazana, jak to określa prawo o zgromadzeniach, uznając zgodnie z Konstytucją i prawem międzynarodowym, że legalna z założenia jest każda demonstracja, że nie ma powodu wydawać na nią zezwolenia, a władze mogą jej jedynie zakazać, jeśli mają ważne powody.

Do tych powodów należy zagrożenie bezpieczeństwa, kiedy demonstracja napotyka kontrdemonstrację. Wtedy o tym, która z nich się odbywa, a która nie, decyduje zgodnie z ustawą kolejność zgłoszeń. My byliśmy pierwsi. ONR wszedł na nasz teren. Mimo to marszu nikt nie odważył się zakazać, a policja nie wykonała ani jednej próby, by choćby zmodyfikować jego trasę. Zamiast tego, stosując niesłychaną presję i systematycznie, codziennie nas nękając, policjanci usiłowali spowodować, byśmy odstąpili od zamiaru demonstrowania w wybranym przez nas miejscu.

Przewidując trudności, dyżurowaliśmy na Rondzie de Gaulle’a przez noc z 10 na 11 listopada, obawiając się, że możemy potem mieć kłopot, by w ogóle dotrzeć na miejsce, zająć je zgodnie z prawem i przywieźć potrzebny nam sprzęt. Te obawy potwierdziły się w całej rozciągłości. Od wczesnych godzin porannych próbowano zablokować wstęp uczestnikom pikiety. Uniemożliwiano nam wjazd pojazdami ze sprzętem. Równocześnie ONR jeździł czym chciał i robił co chciał bez żadnych przeszkód. Nie widzieliśmy np. ani jednego przypadku, by jakiś policjant interweniował w sprawie środków pirotechnicznych, których jak zwykle wszędzie było pełno – również przed rozpoczęciem marszu. Opowiadano coś o akredytacjach dziennikarskich – jakby ktokolwiek miał ich prawo żądać w publicznym miejscu – i nie dopuszczano do nas przedstawicieli mediów, a tych, którzy zdołali się przedostać, usuwano z pogwałceniem prawa. Robiła to policja.

Policjanci interesowali się szczególnie wysokością naszych transparentów. Przyczyna tych dziwnych pytań stała się jasna, kiedy na nasz teren policja wprowadziła bojówkę ONR, która ogrodziła nas kilkumetrowej wysokości parawanem z czarnej tkaniny. Była to uzgodniona akcja – wspólny pomysł komendantów policji i straży ONR. W ten sposób nie tylko ONR, ale również państwowa policja naruszyła nasze konstytucyjne prawa, dopuszczając się wykroczenia, o którym mowa w prawie o zgromadzeniach publicznych.

Celem tej operacji było osłonięcie nas przed atakiem. Zza parawanu uczestnicy marszu nie bardzo mogli celnie w nas rzucać. Trochę mniej też ich prowokowaliśmy. To jest jednak dziwna strategia. Równie dobrze można nas było dla naszego bezpieczeństwa zamknąć w areszcie, albo np. w getcie, co akurat w tych okolicznościach wydaje się trafniejszym porównaniem.

Policjanci – co oświadczali nam otwarcie – opracowali strategię wobec marszu narodowców. Polega ona na tym, że żaden z nich nie pokazuje się uczestnikom. Żeby nie prowokować. Policja z pełną premedytacją oddaje władzę w mieście bojówkarzom z ONR.

Uważamy te działania nie tylko za bezprawne, ale również haniebne. Są nie tylko przestępstwem, ale również sprzeniewierzeniem się przysiędze na wierność konstytucji i obrazą państwowego godła, które widnieje na policyjnych mundurach.

Treść marszu

Było jak zwykle. Tym razem – podobnie jak rok temu – nikt nie został pobity poza strefą marszu i niczego nie zdemolowano. Ten spokój – zwłaszcza względny spokój wobec nas, których tylko niegroźnie obrzucono i zbluzgano – jest niewątpliwie sukcesem ONR. Nas jednak nie cieszy taktyczne powstrzymanie przemocy ze strony bojówek. Mamy wciąż nadzieję, że nie nabierze się na to również opinia publiczna.

Bo, niezależnie od braku strat w ludziach i mieniu, pochód narodowców pozostaje nadal marszem polskich faszystów. Było ich w Warszawie 70 tysięcy. I na cały dzień przejęli władzę w mieście. Nasz opór niewiele znaczył – ale byliśmy jedynymi, którzy otwarcie się temu przeciwstawili. 45 osób.

11 komentarzy do “11 listopada – pokój według faszystów

  • 15 listopada, 2016 o 22:46
    Bezpośredni odnośnik

    Jesteście chyba jedynymi, odważnymi obrońcami Polski przed faszyzmem. Wierzę jednak że za naszym przykładem pójda inni i obronimy nasz kraj.

    Odpowiedz
  • 15 listopada, 2016 o 23:28
    Bezpośredni odnośnik

    Nie miałam „jaj”, żeby się zapisać na waszej stronie internetowej na waszą demonstrację. Byłam z Antyfaszystami. Wielki szacunek dla Was. W przyszłym roku będę. Trzeba postawić temu tamę.

    Odpowiedz
  • 17 listopada, 2016 o 06:50
    Bezpośredni odnośnik

    Kilka spraw:
    1. Proszę nie mylić faszyzmu z nazizmem, skoro już Pan nawiązuje do III Rzeszy.
    2. Na marszu, jak sam Pan napisał, nikomu nie stała się krzywda, nawet jeśli niektórzy próbowali sprowokować agresję narodowców. Tak, mówię teraz o Panu. Mnie akurat cieszy, że policjanci i organizatorzy marszu porozumieli się ze sobą i nie doszło do fizycznej konfrontacji. Czułby się Pan lepiej, gdyby został Pan pobity?
    3. Oskarżanie wszystkich uczestników marszu jest absurdem, zwłaszcza że nie spłonęła żadna budka czy wóz TVN.
    4. Proszę nie robić z siebie bohatera na siłę. Taki właśnie przekaz płynie z tego tekstu – „faszyści” są wszędzie i nikt nie chce z nimi zadzierać, tylko my mamy dość odwagi, żeby głośno o tym mówić. Nie jest to prawda. Faszyści w Polsce, tak samo jak komuniści, nie są zbyt liczni. To tylko polityczni przeciwnicy z obu stron lubią korzystać z tych gotowych schematów o „brunatnej fali”, etc. Polacy nie są rasistami/antysemitami/szowinistami. Są tylko patriotami, a ja nie muszę się bać biało-czerwonych flag – jak jest z Panem?

    Odpowiedz
    • 17 listopada, 2016 o 22:59
      Bezpośredni odnośnik

      1. Myślę, że wszyscy rozróżniamy te pojęcia, co nie zmienia faktu, że jedno wypływa z drugiego.
      2. Nie, no naprawdę. My obywatele (nie tylko RP) jesteśmy niezmiernie wdzięczni, że łaskawie nikt grupy protestujących nie pobił. Fakt nielegalnego zasłaniania (w porozumieniu z policją RP, która przypominam, ma stać na straży praw obywatelskich) legalnie zgłoszonej demonstracji nie ma tu nic do rzeczy. Obywatele RP powinni być wdzięczni, że zostali zasłonięci i ochronieni przed hordą ziejących nienawiścią tłumów wspieranych przez policję RP, a co za tym idzie władzę. Obywatele RP, nie zapomnijcie ładnie Państwu podziękować.
      3. To duży sukces. Spłonęła za to flaga Ukrainy a ja bałam się wracać do domu po antyfaszystowskiej demonstracji. Dodam, że jestem białą kobietą a nie czarnym mężczyzną jak ucharakteryzowany Jacek Hugo Bader. Nabuzowani testosteronem i nienawiścią do wszelkiej inności dżentelmeni grasowali po mieście do późnych godzin nocnych. A biało – czerwona flaga była przepustką i usprawiedliwieniem dla każdego agresywnego zachowania. To na pewno nie byli „wszyscy” uczestnicy marszu niepodległości. Rodzice z dziećmi poszli położyć ogłuszone hukiem petard maleństwa do łóżek. Niech im się przyśni „Wolna Polska”. Może kiedyś wiedzione patriotycznym odruchem wytatuują sobie kotwicę na ramieniu albo łydce i pójdą krzyczeć „Śmierć wrogom Ojczyzny”. Na razie tylko śnią.
      4. Stanięcie z kontrmanifestacją na drodze marszu niepodległości wymagało gigantycznej odwagi. My, ludzie o odmiennych poglądach się was boimy (fizycznie), waszego wrzasku, waszej nienawiści, waszych czarno – białych schematów, waszych petard, waszych zasłoniętych twarzy. Tak boję się demonstracji pod flagą biało – czerwoną. Nie każdej. Tej konkretnej się boję. I nie ja jedna. Większość moich przyjaciół stuka się w głowę od paru lat jak mówię, że wychodzę 11 listopada do centrum albo na kontrmanifestację. Zastanów się dlaczego ludzie się was boją. Na szczęście nie wszyscy…

      Odpowiedz
      • 19 listopada, 2016 o 20:04
        Bezpośredni odnośnik

        Zlosc i smutek mnie ogarnia patrzac na to co sie w Polsce dzieje
        i ze tego rodzaju demonstracyjne marsze sa przez dobra zmiane popierane. Walczylismy w Powstaniu Warszawskim z faszyzmem, a teraz musimy demontrowac przeciw takim
        faszystowskim wybrykom. Niestety mieszkam daleko w Virginii, i nie moglam uczestniczyc w protescie. Zaluje

        Odpowiedz
    • 2 stycznia, 2017 o 10:04
      Bezpośredni odnośnik

      Zdanie .. Polacy nie są rasistami/antysemitami/szowinistami. Są tylko patriotami.. też nie jest prawdziwe .

      Odpowiedz
  • 8 grudnia, 2016 o 23:33
    Bezpośredni odnośnik

    Ale jesteścir pojebani.Cieszcie się ze gliniaże wam nie dojebali,bo pewnie mieli na to ochote

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *